Forum www.letsbecreative.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Mirabile Dictu
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.letsbecreative.fora.pl Strona Główna -> Twórczość pisana
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pink Panther
Creative Master
Creative Master


Dołączył: 07 Mar 2013
Posty: 4009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:25, 08 Cze 2014    Temat postu:

Tak, bardziej podoba mi się nowa wersja. Ten pierwszy fragment jest ulepszony. Ogólnie sądzę, że to ciekawe. Ładny styl pisania. Momentami mam wrażanie, że przesadzony, ale może tylko mi się wydaje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Very Creative
Very Creative


Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 2015
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:01, 08 Cze 2014    Temat postu:

Gdzie na przykład przesadzony?
I dziękuję. :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Very Creative
Very Creative


Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 2015
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:32, 26 Lip 2014    Temat postu:

Kiedy Emily odwróciła się, by pójść w miejsce, gdzie miała się udać, zobaczyła kilkadziesiąt par oczu wbitych w jej twarz. A zgromadzeniu jakby przewodził młody chłopak.
Tak więc, młody chłopak siedział za ladą i trzymał słuchawkę. Miał zielone włosy i pełne wściekłości spojrzenie, skierowane na oblicze dziewczyny. Kiedy podeszła, by odebrać słuchawkę z ręki nastolatka, ten syknął „rany julek, uspokój ją, Devine!”, wciąż świdrując wzrokiem jej osobę. Jego obecny stan nie mówił nam zbyt wiele o charakterze, z tego względu, że to, na jakiego teraz wyglądał, wydawało się być jedynie chwilowe. Przejściowe, a co za tym idzie – niezbyt ważne w procesie rozgryzania jego psychiki. W mniemaniu dziewczyny, której nazwisko już poznaliśmy, sprawiał wrażenie wyluzowanego, teraz jednak był naprawdę wściekły. Emily nie lubiła tego stanu. Nie tylko u siebie. U innych również. Kojarzył jej się z jej dzieciństwem, którego czasy nie malowały się zawsze pastelowymi barwami. Wszyscy tylko ją obrażali, a kiedy próbowała się sprzeciwić, spotykała się ze wściekłością. Tym destrukcyjnym uczuciem, wyrażającym się zwłaszcza w krzyku. Dźwięku kojarzącym jej się również z butelką mocnego alkoholu, postawioną na stoliku nocnym ojczyma. Kojarzył jej się wystrzałem z pistoletu. Pamięta, jak ze strachem odkryła, że jej noga obficie krwawi. Ból nie brał w tym głównej roli. Był nie do zniesienia tylko przez pierwsze kilka sekund, co zaakcentował krzyk matki, która przybiegła do jej pokoju, kiedy jej nowy mąż usiłował zabić jej córkę, jedyną córkę. Nie wiedziała, co się potem z nim stało. Nigdy nie pytała o to matki. I podświadomie w jej umyśle zawarła się niechęć do poznania tej tajemnicy. Zamaskował ją długi pobyt w szpitalu. Miała... dwanaście albo trzynaście lat. Zapomniała o tym, a teraz... wspomnienia te przybyły ze zdwojoną siłą, bezlitośnie wbijając się w umysł.
Emily otrząsnęła się z natrętnych wspomnień. Ludzie, jak wcześniej, nadal się w nią wpatrywali, więc, siląc się na naturalność, przyłożyła słuchawkę do ucha.
Usłyszała głos matki, nieco zniekształcony. Zapewne przez aparat telefoniczny, albo po prostu jej rodzicielka kipiała od nadmiaru emocji? Tak czy owak, któraś z tych opcji na pewno była prawdziwa, ewentualnie dwie – ale nie chciała teraz sobie tym głowy zaprzątać. Postanowiła tym samym skupić się jak najbardziej na wywodzie krewnej.
- Kochanie, powiedz swojemu koledze, by był bardziej uprzejmy, dobrze? A najlepiej go zwolnij. Dzięki swojemu stanowisku możesz to zrobić, prawda? Niech najpierw spyta się, z kim ma do czynienia, zanim zacznie mnie uciszać i uspokajać. Ah, ta dzisiejsza młodzież... zero szacunku do krewnych osób, przed którymi powinni czuć respekt. - Emily westchnęła głośno, ale matka zdawała się tego nie zauważyć, albo po prostu to zignorowała. - W ogóle nie rozumiem, czemu trzymasz w tej swojej pracy takich nieudaczników. Prawie wszyscy są nieletni, albo minęło zaledwie parę lat od chwili, kiedy otrzymali dowód tożsamości. Tacy powinni siedzieć w domu, uczyć się i być posłusznym wszystkim starszym, a nie... i jeszcze tak dziwnie się ubierają. I ciągle żują gumy. Czy twój prawdziwy ojciec w ich wieku żuł gumę? Nie – a wyszedł na ludzi. Oni na nich nie wyrosną, nie ma szans. A ty, kochana, przyczyniasz się do tego ich nie-rozwoju. Pogadaj ze swoim szefem i tymi wszystkimi ludźmi z którymi się tak przyjaźnisz... i powywalajcie tę dzieciarnię. Co, oni myślą, że będą załatwiać sprawy ważne dla świata? Ah, no tak. Zupełnie zapomniałam, po co tu do ciebie dzwonię. Masz wyłączony telefon. A gdyby ktoś z rodziny dostał zawału? Jak bym cię o tym poinformowała? Czy ty, kochana, myślisz czasami? No tak, nie wzięłaś kanapki. Co ty będziesz jeść przez te osiem godzin? Albo nawet i więcej? Tutaj nie macie zdrowej żywności. Nie dbają tutaj o zdrowie, a o to, by wypchać swoje, i tak już grube od zawyżonej samooceny, portfele. Mówię ci, wszystkim się już w głowach poprzewracało. I tobie, kochana, chyba też zaczyna. Ale nie... nie przyniosę ci tej kanapki. Nie to, że za daleko. Po prostu mam inne, ciekawsze zajęcia. Tylko nie myśl kupować tutaj żadnych hamburge...
- Dobrze, żałuję – Emily przerwała wywód matki, którego miała ewidentnie dość. - Mamo, mam dużo roboty, na razie.
Nie dała jej jeszcze czegoś od siebie dodać, bo rozłączyła się i oddała słuchawkę nastolatkowi.
- Emilio, nawet nie wyobrażasz sobie, co ona mi wygadywała... nawet się nie przedstawiła, od początku zaczęła na mnie wjeżdżać i wygłaszać jakieś mądrości, coś... o społeczeństwie?
Przez twarz Emily przeleciał ledwo zauważalny, nieznaczny cień uśmiechu.
- Och, uwierz mi, potrafię sobie to wyobrazić. Naprawdę cię za to przepraszam, Mike – teraz rozszerzyła uśmiech. Odeszła szybkim krokiem w stronę windy.

* * *

Siedzę pomiędzy czterema ścianami. Obserwuję ich intensywną biel. Wokół bezlitosna cisza. Cisza ta bezlitośnie wbija się w uszy. Obie te cechy miejsca, w którym się znajduję, zawarły pakt. Pakt przeciwko mnie. Atakując moje zmysły, chcą śmierci trzeźwych części mojego umysłu. Nie będę krzyczeć. Przecież w takim razie ONI mogą mnie zabić już teraz. Skurwiele. Chociaż, w sumie?... może śmierć będzie tutaj łaską?

Suzanne leżała w łóżku. Pod świeżą pościelą znajdowało się jej wątłe ciało. Rozmyślała nad tym, czego się obawia. Jej umysł atakowany był przez lęki. Oraz poczucie, że od tej woni, od tej ciszy, od tej bieli, wkrótce popadnie w obłęd. Rozmyślała tak, do czasu aż...
Drzwi od klinicznej salki powoli i łagodnie otworzyły się. Suzanne usiadła na łóżku, wyczekując, aż zdoła zobaczyć twarz tego, kto nacisnął klamkę. Wkrótce potem jej oczom ukazał się obraz mężczyzny ubranego w schludny garnitur z żabotem. W prawej ręce trzymał czerwoną różę.
- Witaj, Suzanne – mówiąc to, człowiek ten włożył kwiat do wazonu stojącego na parapecie. Dziewczynę zszokowało to zachowanie. Czyn nietypowy i aż nazbyt śmiały. - chciałbym z tobą porozmawiać. Chyba, mam taką nadzieję, nie przeszkadzam?
- Czego pan chce? - spytała z irytacją.
- Oh, a z jakiej racji atakujesz mnie takim tonem? - mina mężczyzny zastygła w półuśmiechu. - i to na samym wstępie.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
- Jak się czujesz, już nie widzisz tych linii? - Spytał z udawaną troską, a dziewczyna prawidłowo wyczuła to fałszerstwo.
- Lepiej – rzekła oschle. Mimo swojego odkrycia.
- Wiesz, co to za choroba?
Choroba...
Choroba?
Choroba?!
- A skąd mam to niby wiedzieć? - powiedziała na przekór tego, co czuła. Bo w jej mniemaniu była zdrowa. I to zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Jednak to, co sądziła, często było dalekie prawdy. Ale była pewna swoich racji. Często spotykała się z brakiem aprobaty albo niezrozumieniem. W sumie, już się do tego przyzwyczaiła, a jeżeli spotkałaby się z inną reakcją, zapewne doznałaby emocjonalnego wstrząsu.
- Lekarz ci nie mówił? - jegomość wypowiedział, na pierwszy rzut oka, słowa te z niezwykłą swobodą. Jednakże jeżeli wytężysz słuch jeszcze bardziej, dane ci będzie usłyszeć nieznaczną nutkę niepewności. Niepewności, którą Suzanne jednak wyczuła. I przyszło jej to ze swobodą. W sumie zawsze była empatyczna. Umiejętność wczucia się w sytuację innych miała we krwi. Podobnie było ze zdolnością wykrywania tego, co ludzie czują, a co chcą ukryć – zakopać w przestworzach własnego umysłu. Suzanne była z tego faktu niezwykle z siebie zadowolona. Ludzie nic nie potrafili przed nią ukryć (a przynajmniej w sferze emocjonalnej, bo, nie przesadzajmy, dziewczyna nie była w tej sprawie wszechmocna). Podobnie było z innymi sprawami. Suzanne miała wiele innych zdolności, o których nie miała pojęcia. Bóg obdarzył ją hojnie, jednak w żadnej z umiejętności nie dał jej wszechmocy. O, żeby kształciła się, w końcu talent to jedynie dziesięć procent sukcesu, reszta to praktyka. Ale najpierw musi te talenty odkryć, co jest jeszcze trudniejsze od samego kształcenia się. Ale Suzanne w tej sprawie – w niezbyt zawrotnym tempie, ale jednak – popełniała postępy. Była świadoma swojej wartości. Najpierw odkryła swoją nieprzeciętną inteligencję. Od początku swojej edukacji nie miała problemów z nauką, ba! - nigdy nie zaglądała do podręczników, a zdobywała same piątki. Czasami napatoczyła się czwórka. Opanowała sztukę szybkiego czytania już zaraz po obaleniu tej zdolności, jaką jest znajomość słów. Wyrazów, liter, słów, sylab, cyfr i liczb.
- On nie chce mi nic zdradzać. Za to moim rodzicom jak najbardziej, ale z kolei oni nie chcą ze mną rozmawiać... w ogóle. - nie kłamała. Potencjalny czytelnik mógłby stwierdzić, że chodzi tutaj o to, że nie mówili o tym, dlaczego leży tutaj cały czas. Przecież od wypadku minęło już pół roku... a ona nadal tutaj leży, od czasu do czasu napotykając się na pełne współczucia a zarazem pogardy spojrzenia personelu.
Dlaczego leżę tutaj cały ten czas?
Rodzice nie chcieli z nią mówić nie tylko o tym. Nie rozmawiają w ogóle. Właściwie tak jest od kiedy odzyskała przytomność w szpitalu, a linie, wężowate linie (uwielbiała porównanie ich do tego typu zwierząt) przyprawiały ją o zawroty głowy i silne migreny, budzenie się co pół godziny. I lęk. Wszechobecny, przejmujący lęk, zżerający ją od środka. Dziewczyna się wzdrygnęła, kiedy mężczyzna podjął wątek.
- Oh, a dlaczego?
Dlaczego... tylko tyle?
A co z wyjaśnieniami? Coś jej mówiło, że ten ma do powiedzenia o wiele więcej. Była niemalże pewna, że zawiera cenne informacje, które mogłyby uzasadnić taki obrót spraw. Wie. Ale chyba nie powie, coś tak czuła.
Po paru sekundach namysłu, zapytała się go, czemu on się w ogóle ją o to pyta. Tak, odpowiedziała pytaniem na pytanie. Wiedziała, iż to w stosunku do osoby dorosłej raczej do grzecznych nie należało. Ale nie cofnie tej reakcji. Właściwie nie wiedziała, czy w ogóle chciała to wymazać. Zawsze powtarzała, że to, co nie zabije, to wzmocni. Wiedziała, że blędy kształtują nas, śmiertelników. Chociaż często zadawała sobie pytanie, po co to, po co nam doświadczenie, skoro i tak wszyscy kiedys umrzemy? Jak na swój wiek, świadomość nieuchronnej śmierci towarzyszyła jej bardzo często. Właściwie jej głowę zazwyczaj zajmowały rozmyślania natury filozoficznej.
Tym razem to mężczyzna zastanawiał się nieco dłużej. Suzanne już miała go ponaglić, kiedy otworzył usta powoli, a już po chwili wydobyły się z nich słowa.
- Tak czy inaczej, trzeba ci wiedzieć, że te linie już nie wrócą. To dolegliwość, która zapoczątkowuje początek pewnej... - mężczyzna, zdawało się, szukał odpowiedniego słowa - ...mocy. Tak, mocy. - ucieszył się, że udało mu się to określić, dlatego na jego twarzy pojawił się uśmiech. Uśmiech zniewalający, zupełnie niepasujący do treści przed chwilą przez niego wypowiedzianych.
- Mocy? Ja... ja mam jakąś moc?
Zdziwiła się samej sobie, bo nie zareagowała z jakimś przesadnym szokiem. A powinna, prawda? Gdzieś w otchłaniach jej umysłu plątała się myśl, że wiedziała o tym. Że wiedziała o tym już wcześniej, a może od zawsze?
- Tak, mocy. A jest nią zdolność wnikania w umysły innych i manipulowania nimi.
* * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Very Creative
Very Creative


Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 2015
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:38, 11 Wrz 2014    Temat postu:

Czy jak wstawię kolejne części, mogę tym razem liczyć na komentarze?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pink Panther
Creative Master
Creative Master


Dołączył: 07 Mar 2013
Posty: 4009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 0:12, 12 Wrz 2014    Temat postu:

Ewangelino, zaraz po dodaniu przez Ciebie tego fragmentu otworzyłam to w nowej karcie, a potem ktoś mi to zamknął i w ogóle zapomniałam, że coś dodałaś. Wypadło mi z głowy. Jutro mam zamiar to przeczytać i skomentować. :) Jestem ciekawa co tam się dalej dzieje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Very Creative
Very Creative


Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 2015
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:45, 15 Wrz 2014    Temat postu:

Panterko, dziękuję za zainteresowanie. Dzisiaj wstawię na bloga resztę rozdziału, a potem biorę za pisanie kontynuacji, czyli rozpoczynanie rozdziału drugiego. Ewentualnie jutro, albo... pojutrze. :D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pink Panther
Creative Master
Creative Master


Dołączył: 07 Mar 2013
Posty: 4009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:44, 15 Wrz 2014    Temat postu:

Zanim porównam to do poprzedniej wersji i ocenię, przeczytam to jeszcze raz. Jednak na razie mogę powiedzieć, że miejscami bardzo mi się podoba, a miejscami coś mi zgrzyta. Na przykład ta rozmowa z matką przez telefon zdaje się być jakaś taka naciągana i za długa. Trochę bez sensu. Mogłabyś ją jakoś uszczuplić, ale to tylko moja skromna opinia.
Przejrzałam to jeszcze raz i np:
Cytat:
jegomość wypowiedział, na pierwszy rzut oka, słowa te z niezwykłą swobodą. Jednakże jeżeli wytężysz słuch jeszcze bardziej, dane ci będzie usłyszeć nieznaczną nutkę niepewności. Niepewności, którą Suzanne jednak wyczuła. I przyszło jej to ze swobodą.

Cały fragment (nie pierwszy i nie ostatni zresztą) jakiś taki nieprzemyślany, wymuszony, albo po prostu miałaś całkiem dobry pomysł, tylko źle to ujęłaś i wyszedł taki efekt. Zaznaczone przeze mnie pogrubieniem, to już w ogóle mnie zdziwiło. Nieoczekiwany zwrot narratora do czytelnika, zmiana czasu na przyszły. Według mnie to nie wygląda/nie brzmi za dobrze.
Z jednej strony lepiej zrobiłaś, dodając opisy i nie zostawiając prawie samego dialogu jak w pierwszej wersji, ale z drugiej strony chyba przesadziłaś - przekombinowałaś. To wszystko da się tak zmodyfikować, żeby mi się podobało. Jednak tu nie chodzi o mnie, ale opinię sobie wyrażać mogę. :) Choć myślę, że trochę racji mam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pink Panther dnia Pią 18:43, 19 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Very Creative
Very Creative


Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 2015
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:29, 01 Paź 2014    Temat postu:

Panterko, pragnę Cię podziękować za to, że poświęciłaś trochę swojego wolnego czasu na mój utwór. Chociaż byłabym wdzięczna, byś dała jakieś wskazówki, by tekst miejscami nie wydawał się wymuszony.



Początek rozdziału drugiego:

Gdziekolwiek się obejrzała, widziała wielki, ciemny, zagęszczony od drzew o dość grubych pniach las. Przez zasłonę zbudowaną z liści i drzew ich koron prześwitywało zaledwie kilka wstąg światła, rzucających się na miękką ściółkę leśną. Klara spojrzała na swoje ręce - w jednej z nich mocno ściskała nóż z elegancko rzeźbioną rączką. Krople krwi zdobiące jego czubek mieniły się swoją subtelną czerwienią z blasku mało widocznego słońca. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy w wyrazie niedowierzania i strachu. Chciała otworzyć dłoń, by wypuścić narzędzie zbrodni ze swojej drobnej, bladej ręki, jednak w jakiś dziwny, niewyjaśniony sposób nie mogła tego zrobić. Albo nie chciała, albo ciało odmawiało jej posłuszeństwa - niestety, nie potrafiła skupić się na swoich myślach, dlatego nie wiedziała, która z tych opcji jest prawdziwa. Zamiast tego nerwowo świdrowała wzrokiem otoczenie. Chciała krzyknąć - jednak kiedy próbowała rozbudzić w gardle drgania, z jej ust wydobył się mało słyszalny nawet dla niej samej pisk. Chciała pobiec jak najdalej od tego absurdu, jednak nogi zdawały się jej tak ciężkimi, że z wielkim trudem zrobiła cztery kroki, na dodatek bardzo się przy tym męcząc. Zza pleców dobiegł ją szum liści targanych przez wiatr, a po kilku sekundach - jakiś cichy, zmysłowy głos nawołujący jej imię, który wydawał się Klarze dziwnie znajomym, jednak nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, skąd go znała. Głos ten był lekki i kuszący; w końcu przeistoczył się w nucenie, a potem w powolną, majestatyczną melodię, która mimo subtelności dźwięków przyprawiała dziewczynę o nieprzyjemne ciarki na plecach, a po jakimś czasie - o nieznośny ból głowy. Nagle liście drzewa rosnącego naprzeciwko niej zaszumiały, a spomiędzy nich wyłoniła się niewyraźna sylwetka. Klara cofnęła się o krok, oddychając niespokojnie. W jednej, niespodziewanej chwili nieodgadniona postać pojawiła się przy jej ciele. Poczuła lekkie ukłucie w sercu, które w końcu przybrało na sile - jakby tysiące małych, ostrych noży otoczyło je, powoli wbijając się w jego miękką konsystencję. Ból rozrósł się na całą klatkę piersiową, paraliżując po kolei tułów, nogi, stopy, całe ciało, w końcu - umysł. W środku cała krzyczała, jednak na zewnątrz można było zobaczyć tylko ubraną na zielono, trzeźwo stojącą dziewczynę. Klara zobaczyła ją w szabli trzymanej przez przyodzianą w nieskazitelną biel postać - tak, to na pewno była ona. "Dlaczego wyglądam tak normalnie?" zadała sobie pytanie, podczas kiedy, zwijając się z bólu, utraciła panowanie nad nogami i upadła na ziemię. Spojrzała na swoje ręce - pokrywała je metaliczna, czerwonokrwista ciecz, powoli rozlewająca się po rękach i reszcie ciała. Już nie wiedziała, czy to, co czuła było bólem, czy zwyczajną dezorientacją. Obraz, który wcześniej widziała tak wyraźnie - drzewa rosnące jedno przy drugim - zaczął rozlewać się w jedną, brązowo - zieloną plamę, która w końcu pociemniała, aż Klara miała przed sobą jedynie czerń, w której nie można było dostrzec niczego. Dziewczyna, wcześniej nie mogąca wydobyć z siebie żadnego dźwięku, tym razem krzyknęła przeraźliwie. Jej głos rozprzestrzenił się po całym lesie. 

* * *

Nazywali go Grabarzem.
I rzeczywiście nim był. Mimo wydźwięku tego słowa, William lubował się w tym nie za bardzo zaszczytnym tytule. Kochał swoją pracę tak bardzo, jak biznesmen kocha pieniądze. Jak matka kocha swoje rodzone dzieci, to te samo uczucie, jakim darzy przyszły samobójca garść paracetamolu albo ostrą żyletkę. Grzebanie zmarłych było dlla niego głównym zajęciem w jego nędznym życiu. William nie pracował ciągle w jednej firmie pogrzebowej; zmieniał placówki po każdej solidnie wykonanej robocie. A że miał kilkanaście zleceń na dzień, ostatnio musiał powracać do firm, w których już zadziałał. Głównie dlatego, bo nie lubił podróżować. To człowiek bardzo sentymentalny, nie przepadający za zmianami.
Nasz Grabarz wyglądem nieco przypominał Grabarza z pewnej pracy plastycznej autorstwa Wiktora Wasniecowa z 1871 roku. Był to dobrze zbudowany mężczyzna. Z jego ust zawsze wystawała wypalona już dawno fajka. Nie to, że nie miał pieniędzy na tytoń – wręcz przeciwnie! Zarabiał tak wiele, jako, tak mawiają, najlepszy grabarz w mieście, że mógł pozwolić sobie na wszystkie uciechy, jakie tylko Życie potrafi nam dostarczyć.... stop. Nie wszystkie. Jako sierota, którym się stał po piątym roku życia, bardzo chciałby być kochanym. By ktoś go obdarzył bezinteresowną miłością, nieważne, że był brzydki już od pierwszych chwil, jakie dane mu było spędzić na tym świecie, oraz mimo jego paskudnego charakteru. Pomimo jego chorobliwej fascynacji śmiercią. Marzenie to, chociaż cechował się mrocznym usposobieniem, nadal tli się gdzieś na dnie jego starego serca.
Po prostu William nie lubił palić, ale z jakiegoś powodu kochał uczucie napędzane tym, jak ten przedmiot wystaje mu spoza obrzmiałych, popękanych warg.
Może przyjrzymy się jego życiu. Te mijało mu na pochówku zmarłych. Pokochał tę robotę, jak kiedyś, po ucieczce z sierocińca (nawiasem mówiąc dostał potem niezłe lanie od kucharki... dlaczego kucharki, spytacie? Bo była to osoba, która wtykała nos w nie swoje sprawy, przy czym cechowała się największą surowością względem wychowanków pośród całego personelu), poszedł na cmentarz. Od zawsze fascynowała go śmierć, palące się znicze, wysuszone wieńce kwiatowe na kopcach, które czekały, aż zostaną pokryte marmurem. Tak się akurat złożyło, że załapał się na uroczystość pogrzebową. Ludzie. Wiele ludzi, ubranych na czarno,. Płakali. Niektóre kobiety miały rozmazany czarny makijaż pod oczami. William zastanawiał się, czemu tak rozpaczają. Już jako ośmiolatek, bo tyle miał wtedy lat, zastanawiał się nad naturą śmierci oraz nad tym, co utrata kogoś bliskiego robi z ludźmi. Nie rozumiał tego i nie rozumie po dziś dzień. Był obojętny wobec losu tych, których tułaczka po Tym Świecie dobiegła końca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pink Panther
Creative Master
Creative Master


Dołączył: 07 Mar 2013
Posty: 4009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:44, 01 Paź 2014    Temat postu:

Nie jestem chyba najlepszym doradcą. Gdybym potrafiła pisać naturalne dialogi, sama bym tu więcej publikowała. XD Może po prostu skupiaj się na tym co chcesz wyrazić - na czymś konkretnym i to dopracowuj. Nie wiem. :)

Ta pierwsza część bardzo mi się podoba. Kojarzy mi się to z jakimś snem.

Cytat:
William nie pracował ciągle w jednej firmie pogrzebowej; zmieniał placówki po każdej solidnie wykonanej robocie. A że miał kilkanaście zleceń na dzień, ostatnio musiał powracać do firm, w których już zadziałał.

To brzmi trochę tak, jakby po każdym pogrzebie odchodził z firmy i zatrudniał się w innej. XD
Cytat:
Głównie dlatego, bo nie lubił podróżować. To człowiek bardzo sentymentalny, nie przepadający za zmianami.

Coś mi tu nie gra. Pierw piszesz, że jeździ tu i tam, a potem, że nie lubi zmian, ale też, że był zmuszony do powracania na znany grunt - właśnie dlatego.

Cytat:
Zarabiał tak wiele, jako, tak mawiają, najlepszy grabarz w mieście, że mógł pozwolić sobie na wszystkie uciechy, jakie tylko Życie potrafi nam dostarczyć.... stop. Nie wszystkie. Jako sierota, którym się stał po piątym roku życia, bardzo chciałby być kochanym. By ktoś go obdarzył [i tak dalej...]

Czy to miał być jakiś element komiczny? Bo wyszło trochę komicznie w miejscu, gdzie chyba powinno być dość zwyczajnie. A to co pogrubiłam, to kontynuacja poprzedniej myśli? Tak jakby jego wygląd i palenie fajki miało coś wspólnego z jego dzieciństwem.
Mam problem ze zrozumieniem o co chodzi w tym fragmencie. Tak jakbyś chciała wprowadzić odrobinę humoru, ale z drugiej strony opowiedzieć coś smutnego.
Cytat:
Już jako ośmiolatek, bo tyle miał wtedy lat

Hahahahaha! To mnie rozwaliło! :D

Ogólnie fajnie się czyta, pominąwszy kilka mocno zakręconych (chyba niepotrzebnie) fragmentów. :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Very Creative
Very Creative


Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 2015
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:06, 01 Paź 2014    Temat postu:

Cytat:
Kojarzy mi się to z jakimś snem.

SPOILER | bo to jest sen | SPOILER
Cytat:
To brzmi trochę tak, jakby po każdym pogrzebie odchodził z firmy i zatrudniał się w innej. XD

Bo tak jest.
Cytat:
Pierw piszesz, że jeździ tu i tam

Gdzie?
Cytat:
Czy to miał być jakiś element komiczny? Bo wyszło trochę komicznie w miejscu, gdzie chyba powinno być dość zwyczajnie

Nie, czemu tak uważasz?
Cytat:
Tak jakby jego wygląd i palenie fajki miało coś wspólnego z jego dzieciństwem.

<facepalm> :D
Cytat:
Hahahahaha! To mnie rozwaliło! :D

Z jakiej racji?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Very Creative
Very Creative


Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 2015
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:47, 09 Gru 2014    Temat postu:

A ja jupi jupi jej...
Moja była polonistka oraz pewne wydawnictwo pochwalili moje wypociny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pink Panther
Creative Master
Creative Master


Dołączył: 07 Mar 2013
Posty: 4009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:02, 10 Gru 2014    Temat postu:

A mieli jakieś uwagi czy tylko ja jestem taka niedobra i się czepiam? :P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
Very Creative
Very Creative


Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 2015
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:36, 12 Gru 2014    Temat postu:

Owszem, mieli.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.letsbecreative.fora.pl Strona Główna -> Twórczość pisana Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin