Forum www.letsbecreative.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Słodkie sny

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.letsbecreative.fora.pl Strona Główna -> Twórczość pisana
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Poison
Original
Original


Dołączył: 17 Lut 2013
Posty: 1217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:43, 30 Kwi 2013    Temat postu: Słodkie sny

Przedstawiam wam opowiadanie o tytule roboczym Słodkie sny - wahałam się czy nie nadać temu nazwy Fascynacja, ale doszłam do wniosku, że skoro to robocze, to i Słodkie sny być mogą. Miałam coś lepszego, ale kompletnie zapomniałam, wena dopadła mnie znienacka akurat gdy byłam daleko od domu, wróciłam stosunkowo nie dawno i jeszcze nie zdążyłam wszystkiego spisać, to dopiero preludium. Kolejne części pewnie tu dodam, o ile ktokolwiek będzie zainteresowany i w ogóle to przeczyta. Jestem otwarta na konstruktywną krytykę, pewnie popełniłam tu mnóstwo błędów. Tak czy siak zapraszam do czytania i podzielenia się swoimi refleksjami w poście, jestem bardzo ciekawa co według was powinnam zmienić, co poprawić, co wam się podobało, a co nie.


~~~

Kurt Vess leżał na brzuchu na dachu jednego z wysokich budynków w małym, rodzinnym miasteczku Dennfalls, obserwując Normę Susan Schmidt przez muszkę karabinu wyborowego.
Norma była ubrana w zwiewną, niebieską sukienkę, którą mocniejsze podmuchy wiatru kilkakrotnie podwiały do góry. Chichotała przy tym jak mała dziewczynka, zasłaniając dłonią usta, jakby nie chciała pokazać, że taka błahostka ją śmieszy. Miała piękny, dźwięczny śmiech, melodię dla uszu. Do sukienki założyła sandałki na niewielkiej platformie, które dodatkowo podkreślały jej zgrabne i długie nogi; buty były w kolorze granatowym, wiązane na cienką, błyszczącą wstążkę, którą kilka centymetrów nad kostką zawiązała na kokardkę.
Zdaniem Kurta powinna nazywać się Angelina, Lettice albo Venus - piękne lekkie imiona, które idealnie by do niej pasowały. Był zdruzgotany, kiedy odkrył, że nazywa się Norma, podobnie jak jego prababka od strony ojca. Kto u licha dał dziecku takie grubiańskie imię? W myślach nazywał ją Veiceline, jako że nie mógł zdecydować się na żadne z trzech wcześniej wybranych mień, a używanie ich na zmianę było nieco uciążliwe.
Miała długie blond włosy, sięgające do połowy pleców, ni rzadkie, ni gęste, idealnie prezentujące się w takiej długości. Rzadko je związywała, zazwyczaj zostawiała je rozpuszczone, dokładnie rozczesane, opadające kaskadami na ramiona. Jej oczy przywodziły mu na myśl gwiaździste niebo, było w nich pełno jasnych refleksów, wyglądających jak iskierki, na tle głębokiego błękitu; miały ostro zaznaczoną otoczkę w ciemniejszym odcieniu, a okalały je wachlarze gęstych i długich rzęs, mocno podkreślonych maskarą.
Kurt nie mógł pohamować westchnienia... och, była taka piękna! Kiedy po raz pierwszy ją zobaczył, doznał swego rodzaju szoku, miał wrażenie, że na ziemię spadł anioł, zastanawiał się też czy to przypadkiem nie zbłąkana nimfa, może driada lub syrena, która magicznym sposobem pozbyła się ogona. Kiedyś chciał napisać wiersz lub pieśń, wielbiące jej piękno, ale kiedy siedział z ołówkiem nad kartką, zastanawiając się jak zacząć, doszedł do wniosku, że żadne słowa nie potrafią go wyrazić. Ludzie, słyszący jego pieśń powinni płakać ze wzruszenia i zachwytu, zastanawiając się jak to możliwe, by taka wspaniała istota mogła chodzić po tym samym ziemskim padole co oni. Kurt, mimo, że sprawnie pisywał utwory poetyckie i piosenki, nie potrafił ująć wszystkiego w zadowalający go sposób, wątpił też, że tego zadania potrafiłby się podjąć jakikolwiek mistrz, bo niewątpliwie istnieją rzeczy, osoby i wrażenia, których nie da się opisać, a właśnie czymś takim była Veiceline.
Jej plan dnia mógłby wyrecytować z pamięci, nawet gdyby obudzono go w środku nocy - oczywiście gdyby ktoś chciał pytać go o tej porze o takie sprawy. Wstawała zazwyczaj o piątej piętnaście, ubierała się w luźne ubrania i biegała przez godzinę. Miała cztery trasy, których używała na zmianę, każda o zbliżonym dystansie; pierwsza prowadziła przez park miejski, druga obejmowała kilka kółek wokół jej sąsiedztwa, trzecią biegła prosto chodnikiem aż do Starbucksa położonego stosunkowo niedaleko, a wybierając czwartą, decydowała się na jedno, duże kółko wokół osiedla. Biegała codziennie, nie wliczając w to niedziel, kiedy pozwalała sobie na spanie do południa. W dni powszednie, po rutynowym treningu wstępowała do sklepu spożywczego pod swoim blokiem i kupowała pieczywo na śniadanie, w poniedziałki i środy bułki grahamki, wtorki i czwartki bagietki francuskie lub korzenne, w piątki pączki nadziewane marmoladą z dzikiej róży, natomiast w czasie weekendu jadała chleb pełnoziarnisty. Wszedłszy do mieszkania, mieszczącego się na piątym piętrze bloku - zawsze wbiegała tam po schodach, nigdy nie używała windy - karmiła kota, brała piętnastominutowy prysznic, jadła pierwsze śniadanie i przygotowywała drugie, które zabierała ze sobą do pracy, a później na piechotę maszerowała do małej kafejki, gdzie kelnerowała od siódmej trzydzieści pięć do piętnastej trzydzieści pięć. Prawie zawsze brała pierwsze zmiany, tylko dwa razy odkąd Kurt się nią zainteresował, zamieniła się z niejaką Daisy Brown, drugą kelnerką, i pracowała od piętnastej trzydzieści pięć do dwudziestej trzeciej trzydzieści pięć i zamykała kawiarnię. Po pracy zazwyczaj odpoczywała przez godzinę, w sposób zależny od jej humoru - szła na zakupy, basen, szybką kawę z przyjaciółką, spacerowała po parku lub siedziała w parku i słuchała muzyki. Dwa razy w tygodniu o osiemnastej odbierała dzieci państwa Denver ze szkoły muzycznej i zabierała je na obiad do okolicznych restauracji (pewnie rodzice dzieciaków zwracali jej koszty) albo odprowadzała do domu, gdzie sama im gotowała. Kurta ciekawiło, czy przyrządzone przez nią dania były smaczne... lubił sobie wyobrażać, że tak. Oprócz wtorków i czwartków, kiedy to zajmowała się dziećmi Denverów do dwudziestej trzydzieści, wykonywała lekkie, dorywcze prace takie jak wyprowadzanie psów sąsiadów czy rozdawanie ulotek, a jeśli akurat sobie darowała, gospodarowała czas na spotkania z przyjaciółmi. Tak czy siak w domu była zazwyczaj krótko przed dziewiątą, w tym czasie jadła kolację, oglądała telewizję i czytała czasopisma dla kobiet - z książkami jej nie widywał - aż do dwudziestej trzeciej, kiedy szła spać, zazwyczaj wymieniając jeszcze SMS-y lub kończąc rozmowy telefoniczne. W soboty rano sprzątała, ponieważ szła do pracy o godzinę później, a potem spotykała się z facetami - nie miała żadnych innych zobowiązań - z nikim jednak nie była na stałe. Uwielbiała flirtować i chodzić na randki, ale z tego co zauważył, rzadko decydowała się pójść z gościem do łóżka, a nawet na drugie spotkanie. Kokietka! - przyznał Kurt, który do końca nie wiedział czy powinien się z tego cieszyć. W niedziele - miała wtedy wolne - spotykała się z przyjaciółkami, pewnie by podzielić się wrażeniami z soboty, wyżalić się i pogadać na jakieś idiotyczne, babskie tematy.
Regularnie pisała pamiętnik, była wegetarianką, odżywiała się niesamowicie zdrowo, uwielbiała kolor niebieski i wszystkie jego odcienie, pijała wyłącznie moccę i latte, lubiła tulipany, ale nie znosiła róż, miała kolekcję liczącą trzydzieści dwie pary butów, słuchała popu, nieustannie żuła gumy Juicy Fruit, nie utrzymywała kontaktów z rodziną, była baptyską i nie trawiła laktozy.
Jej życie było jednocześnie nudne i ciekawe. Kurt od kilku miesięcy miał ją na oku, teraz jednak stwierdził, że to już dość czasu. Całkowicie zdążył zaspokoić swoją ciekawość, choć nie wymienił z nią ani słowa, oczywiście poza pracą. Często przesiadywał w kawiarni, gdzie pracowała, jeśli tylko zdążył ją zastać. Zawsze zamawiał to samo, a kiedy to robił, uśmiechał się nienachalnie. Odwzajemniała uśmiech, ale nigdy nie czuł się przez to wyjątkowo, bo szczerzyła się do każdego klienta, zagrabiając sobie tym mnóstwo napiwków. Uwielbiał, kiedy podchodziła do jego stolika... unosiła się wokół niej delikatna, ulotna woń idealnie dobranych perfum, których nazwy mimo wielu godzin spędzonych w perfumerii nie zdołał określić.
Och, była tak cholernie piękna.
Czasami miał ochotę płakać, tak bardzo jej widok go ujmował. Piękna. Piękna.
Urodziła się dwudziestego pierwszego marca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego roku o godzinie jedenastej czterdzieści siedem. 210319901147, mógł z łatwością zapamiętać ten szyk liczb. Była sześć lat starsza od niego.
Skręciła w jedną z bocznych uliczek. Kurt szybko wydedukował, że zamierza wybrać się na basen, a ta droga była najkrótsza. Była połowa maja, a dzień wyjątkowo upalny, nie trzeba było być geniuszem, żeby stwierdzić, że w taką pogodę spacer w cieniu drzew lub opalanie się nad basenem było najlepszym pomysłem na spędzenie wolnego czasu, przynajmniej dla kogoś takiego jak Veiceline.
Ustawił się w strategicznym miejscu, więc nie spuszczał jej z oka ani na sekundę.
Przystanęła, szukając czegoś w torebce.
- Piękna - wyszeptał Kurt.
Kilka razy powtórzył “jej” imię, delektując się każdą sylabą.
- Mój aniele...
Wymierzył i strzelił. Kula z niewiarygodną precyzją przeszyła jej czaszkę.
Poczuł, jak ogarnia go ekstaza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Wto 21:44, 30 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pink Panther
Creative Master
Creative Master


Dołączył: 07 Mar 2013
Posty: 4009
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:13, 02 Maj 2013    Temat postu:

Świetne *.*
Wydaje mi się, że znalazłam z trzy błędy, ale specjalistką nie jestem, więc nie będę się wymądrzać.
Niesamowicie jest czytać o kimś tak zupełnie innym ode mnie! Zawsze robi to na mnie wrażenie tak samo jak czytanie o kimś niemalże takim jak ja. Normalnie na każdym kroku utwierdzałam się w tym, że Norma jest moim przeciwieństwem :)
Fajna, fajna historia, choć historii było tu mało (za co masz u mnie ogromnego plusa). Od razu wiedziałam, że z tym gościem jest coś nie tak i że albo ją zabije, bo to psychopata, albo ją zabije, bo ma taką misję, albo jej nie zabije, ale sam zginie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kamień
Ingenious
Ingenious


Dołączył: 23 Lut 2013
Posty: 420
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Honolulu?

PostWysłany: Czw 19:27, 02 Maj 2013    Temat postu:

Zgadzam się z Pink Panther - Świetne to jest, też mi się bardzo podobało. Błędów Ci jakiś wytykać nie będę, bo się specjalnie nie znam, ale czekam na kolejne części, mam nadzieje, że niedługo je tutaj dodasz ;)
A przy okazji, to klimat jaki stworzyłaś idealnie pasuje, przynajmniej według mnie ;3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.letsbecreative.fora.pl Strona Główna -> Twórczość pisana Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin